niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział V

 Dobra, rozdział nie jest sprawdzany, a mi się teraz nie chce, ale do jutra to zrobię, więc no.
ask - klik
twitter - klik
tumblr, na którym od jutra też będę publikować opowiadanie - klik
Enjoy! :)

Harry tak naprawdę nie wiedział jak to się stało, ale zanim zdążył zaprotestować, został postawiony przed faktem dokonanym - miał zjeść obiad wraz z Rosie i jej ojcem w jednej z najlepszy (i zarazem najdroższych) restauracji w mieście. Podobno dzięki temu ich związek miał być uważany za bardziej oficjalny - tak przynajmniej uważał Simon i ojciec dziewczyny.
- Czy oni koniecznie muszą nas ciągać po jakiś restauracjach? -  dziewczyna od co najmniej dziesięciu minut histeryzowała z powodu popołudniowego wyjścia. - Każda osoba, która stoi przed domem doskonale wie, że jesteśmy tutaj we dwójkę. Za niedługo wróci ojciec, więc wtedy będą pewni, że się ze sobą widujecie. Więc w czym, do jasnej cholery, jest problem!? - dziewczyna bezsilnie klapnęła na dywan. Nie chciała nigdzie wychodzić ani ze swoim ojcem, ani z Harrym. Tym bardziej do restauracji, gdzie mają jeść (czego Rosie naprawdę nienawidziła)!
- Ros, uspokój się, proszę. Pojedziemy tam, zjemy coś, pogadamy o duperelach i wrócimy. Nie ma w tym żadnego problemu - Harry kompletnie nie wiedział, co ma robić. Im bardziej chciał przekonać dziewczynę, tym bardziej ona nalegała, by nigdzie się z nim nie pokazywać. Przecież nie na tym to miało polegać, prawda?
- Owszem, Harry, problem jest i to dość duży.
- Jaki? Nie chce ci się ruszyć dupy? Nie chcesz się ze mną pokazywać publicznie? - zapytał z kpiącym uśmiechem, ale w jego oczach było widać coś, czego dziewczyna nie umiała nazwać. Smutek? Złość? Rozczarowanie?
- Po prostu wolałabym zostać w domu, okej? - odpowiedziała.
- Co za różnica czy będziemy rozmawiać tutaj, czy tam? - chłopak wiedział, że nastolatka była kapryśna, ale tego dnia przechodziła samą siebie.
- Taka, że gdy zostaniemy w domu, ty porozmawiasz sobie z moim ojczulkiem, a ja zaszyję się w swoim pokoju, z daleka od was obu. A jeśli pojedziemy, będę skazana na widzenie mordy osoby, której wprost nienawidzę i jest to... - jej twarz przybrała wyraz zamyślenia. - Ach tak! To ty!
- Miła jak zawsze - skomentował Harry posyłając w stronę nastolatki słodki uśmiech, choć w środku wcale nie było mu do śmiechu.

Cała trójka weszła do przestronnego lokalu położonego niedaleko lewego brzegu Tamizy.  Wnętrze restauracji Rules było utrzymane w stonowanych barwach, co nadawało mu przytulnego, lecz zarazem eleganckiego tonu. Usiedli na wygodnych fotelach obitych brązowym materiałem, wprost przed stołem, który przykryty był białym obrusem w delikatnie tłoczone wzorki. Harry oraz pan Wilson od razu pogrążyli się w czytaniu karty dań, zastanawiając się, co wybrać. Rosie nie mając na to ochoty, zaczęła rozglądać się po zdjęciach i obrazach, które zdobiły ściany pomieszczenia, zatrzymując się na co ciekawszych.
- Rosie, a ty co chcesz? - z zamyślenia wyrwał dziewczynę dźwięk głosu jej ojca. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jej towarzysze już zamówili swoje dania.
- A, tak, cóż... poproszę jakąś sałatkę. Zdam się na pański gust - stwierdziła i posłała słodki uśmiech kelnerowi w średnim wieku.
- Tylko sałatkę? Wychodzimy na obiad, a ty zamawiasz sałatkę? - łatwo można było zauważyć, że zielonooki chłopak był szczerze zmartwiony zaistniałą sytuacją.
- Nie jestem głodna - odparła z kamienną twarzą, naciskając na pierwszy wyraz w zdaniu.
- Panie Wilson, może wina? - Harry postanowił nie zawracać sobie na razie głowy brakiem apetytu Rosie i zwrócił się do mężczyzny.
- Nie, na razie muszę ci podziękować. No i, mów mi David, synu - zaoferował starszy mężczyzna i uśmiechnął się zachęcająco do Stylesa. David? Synu? Dla Rosie było to zdecydowanie zbyt wiele.
Kelner przyniósł im jedzenie, które następnie zjedli w ciszy. Zaraz po skończeniu swojego posiłku Wilson poderwała się z miejsca, przeprosiła cicho i ruszyła w kierunku toalety.
- Wiesz może dlaczego Ros ostatnio tak często chodzi po jedzeniu do łazienki? Ostatnio to zdarza się regularnie i nie wiem, co się dzieje - u ojca dziewczyny było widać lekkie zdezorientowanie.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, naprawdę - odpowiedział Harry wzruszając delikatnie ramionami, a przecież dobrze wiedział, o co chodzi, bo sam to zauważył.

Na dworze zaczęło się ściemniać, więc Styles, Ro i ojciec dziewczyny zapłacili rachunek, ubrali wierzchnie okrycia i podążyli w stronę wyjścia. Ledwo zdążyli przekroczyć próg restauracji, panujący na dworze mrok zaczęły rozświetlać flesze aparatów należących do paparazzich. Dziewczyna przestraszona złapała za rękaw od płaszcza Stylesa.
- Harry... Harry, co się dzieje? - spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Przyzwyczaisz się kiedyś. Teraz po prostu się uśmiechaj - odpowiedział i pogładził nastolatkę po ręce, którą trzymała na jego ramieniu.
Rosie rozejrzała się po tłumie osób, które stały naprzeciw nich, robiąc im mnóstwo zdjęć. Ze wszystkich stron docierały do niej krzyki osób, które na przemian wołały imiona jej i Harry'ego, a ona nie wiedziała, w którą stronę ma się patrzeć.
- Uspokój się, nikt nic ci nie zrobi - szepnął jej wprost do ucha Harry, nachylając się nad nią. W momencie cały tłum zawrzał.
- Pocałuj ją! - krzyknął ktoś, a reszta poszła w jego ślady.
- Wybacz - szepnął po raz kolejny Harry i zanim Rosie zdążyła zorientować się, co tak naprawdę się dzieje, chłopak znów się pochylił i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
Rosie mogła wmawiać sobie, że to nic nie znaczyło. Jednak jeśli nawet chciała, teraz nic nie miało być już takie samo.

~*~

Brunet podszedł do lodówki, by wyciągnąć z niej rzeczy potrzebne do zrobienia kanapek. Otworzył drzwiczki urządzenia, ale ze środka zionęła na niego tylko pustka i przez chwilę zdawało ju się, że światełko w lodówce świecie niemalże złośliwie.
- Niall! - zawołał w głąb mieszkania. - Nialler! - ponowił nawoływanie, tym razem idąc do salonu, gdzie siedział jego przyjaciel.
- Co chciałeś? - zapytał blondyn nie odrywając oczu od ekranu telewizora. 
- Pójdziesz ze mną na zakupy? - Malik zrobił maślane oczka patrząc błagalnie na Nialla, na co ten tylko spojrzał na niego przelotnie i uniósł brwi, by po chwili wrócić do oglądania programu. 
- Proooszę? - do próśb Mulata przyłączył się także jego żołądek, który zaburczał głośno i przeciągle. Niall wyłączył telewizor pilotem, wstał z kanapy, ubrał granatową bluzę i wyszedł z pomieszczenia.
- Skoro już zdecydowałem się iść z tobą, to może w końcu się ruszysz? - krzyknął Irlandczyk z korytarza, gdzie zakładał już na nogi buty, a Zayn z lekkim westchnięciem uśmiechnął się do siebie. 

Blondyn i brunet chodzili między regałami i wrzucali do koszyka to, co ich zdaniem było potrzebne w domu. (A raczej Niall wrzucał wszystko, co popadnie, a Zayn dokonywał selekcji). Kasjerka skasowała ich zakupy, więc zabrali torby i skierowali się do wyjścia z supermarketu. W pewnym momencie Zayn gwałtownie skręcił w stoisko monopolowe i puścił do przyjaciela ledwo zauważalne oczko. Niall z szeroko otwartymi oczami obserwował jak chłopak z zadowoleniem na twarzy kupuje litrową butelkę wódki. 
- No co? Dawno nie piliśmy - Zayn skomentował spojrzenie Irlandczyka z dużym uśmiechem.
Następnie ruszyli w kierunku parkingu, na którym stał ich samochód, mijając po drodze kilka fanek, którym z chęcią dali autografy. 
Kiedy stali już przy samochodzie Nialla, Zayn wziął od niego siatki z produktami i sam włożył je do bagażnika. W Tym czasie blondyn stał z rękoma założonymi na klatce piersiowej i wpatrywał się w drzewa rosnące w parku naprzeciwko. Nie mógł uwierzyć, że to już jesień. Ostatnimi czasy dni uciekały mu wyjątkowo szybko. Zayn zauważając, że jego przyjaciel się zamyślił, stanął przed nim, zmuszając Nialla do tego, by spojrzał w jego oczy. Stali tak przez dość długą chwilę wpatrując się w siebie, wzajemnie skanując swoje twarze. 
- Zayn... możemy już jechać? Zimno mi - oznajmił Niall odsuwając się od Mulata, a ten wypuścił nieświadomie wstrzymywany oddech.

Po kilku minutach przygotowań na środku salonu powstało zbiorowisko misek z chipsami i ciastkami, do tego chłopcy dostawili wcześniej zakupioną butelkę wódki, a obok leżała paczka papierosów Zayna, z którą brunet nigdy się nie rozstawał.
Reszta wieczoru minęła im względnie spokojnie, pomijając oczywiście te momenty, gdy pijany Niall zaczął skakać po kanapie i fotelach przy ich własnej piosence lecącej w jednej ze stacji muzycznych. Malik nadal nie mógł uwierzyć, że pomimo swojej narodowości Horan jest w stanie upić się tak szybko.
Brunet sięgnął po ostatniego papierosa, jaki był w paczce i odpalił go czerwoną zapalniczką. 
- Podzieliłbyś się - zażartował Irlandczyk, a drugi chłopak spojrzał na niego podejrzliwie. 
- Od kiedy palisz? - zapytał.
- A od kiedy ty pijesz? - Niall trafił w sedno. Zayn przecież nigdy nie pił, ale ostatnie zdarzało mu się to dość często.
- Od ostatniej imprezy - oznajmił zaciągając się dużą porcją dymu.
- Cóż, moja odpowiedź jest taka sama - odpowiedział Niall.
- Palenie zabija - za argumentował Mulat chytrze patrząc na chłopaka. Papieros wypalił się już prawie cały.
- Cóż, pewnego dnia i tak wszyscy umrzemy - odciął się.  
Chwilę siedzieli w ciszy i blondyn spojrzał na używkę dopalającą się w dłoni przyjaciela. Malik wziął ostatniego bucha i zgasił niedopałek w popielniczce. 
- Zayn, mówiłem poważnie - przypomniał Horan. Brunet uniósł brwi patrząc na niego, a ten w odpowiedzi pokiwał znacząco głową.
Mulat pochylił się i naparł swoimi ustami na te Nialla, delikatnie przejechał językiem po jego dolnej wardze, a gdy młodszy rozchylił usta, wtłoczył w jego płuca dym nikotynowy, który jeszcze przed chwilą trzymał w sobie. Jedyne co widział przed sobą, to zadowolone oczy Nialla i jego tlenione włosy, rozwiane we
wszystkich kierunkach.